DAMSKIE,  sukienki

Zdążyć przed wiosną przygotować się na lato…

Plan szycia mam zwykle ułożony na kilka najbliższych tygodni i pozycji naprzód. Na miejsce pozycji zrealizowanej automatycznie wskakuje pozycja do zrealizowania. Bywa, że w międzyczasie zakiełkuje mi w głowie jakiś nowy pomysł – wtedy ewentualnie następują zmiany w harmonogramie prac. Kończąc więc szycie spódnicy, wiedziałam, że następny w kolejce jest prezent (ale go jeszcze nie pokażę), a potem sukienka. Kolejna. Oczywiście nie-zimowa. Misiek ostatnio jest całkiem współpracująco-nieprzeszkadzający, wykorzystałam więc to i niezwłocznie zabrałam się za kalkowanie, rysowanie i wycinanie. Właśnie… Wycinanie…

Ale od początku. W Burdzie 8/2014 urzekła mnie między innymi ta sukienka (model 104 B). Znowu te fikutaśne cięcia! Postanowiłam ją uszyć, ale z pewnymi modyfikacjami. Górę zostawiłam bez zmian, z dołem musiałam się pożegnać. Kto ma do czynienia ze sprytnym i szybkim dwulatkiem, ten wie, że swoboda poruszania się jest kluczowa we wzajemnych podwórkowych relacjach. Niezwykle istotne są również kieszenie, no bo gdzieś w końcu trzeba upychać te autka podczas popołudniowych spacerów, kiedy zamiast wrócić po pracy prosto do domu i rzucić się na kanapę w dresie i kapciach, człowiek musi przemierzać kilometry o suchym i głodnym pysku, dopóki zmierzch nie zapadnie. Wymyśliłam więc dół z połowy koła. I kieszenie w cięciach bocznych.

Tak uzbrojona w pomysł oraz wykrój, zabrałam się szybko do cięcia materiału (nadal korzystając z uprzejmości Misiaka). Z rozważań na temat kolejności cięcia wyszło mi, że powinnam rozpocząć od cięcia dołu, jako największej części, a potem przejść do pozostałych elementów. Szast-prast, wycięłam, i nagle poczułam, że słabnę i tchu mi brakuje. Rany Julek! Kieszenie! Zapomniałam o kieszeniach! Wycięłam dół jednokawałkowy! Materiału miałam tylko 1,5 metra, a kieszenie musiały być i koniec. Po odzyskaniu ogólnej władzy i kontroli nad własnym organizmem w myśl starego porzekadła – jak się człowiek spieszy, to musi potem kombinować – przystąpiłam to wypowiadania czarodziejskich zaklęć oraz rzucania klątw, gdyby to pierwsze miało nie pomóc. Zadziałało!DSC00589

Szycie właściwe obeszło się już bez wpadek. Zaliczyłam raczej parę potknięć. Rękawki (dwuwarstwowe) wszyłam najpierw tak zwyczajnie, a potem obrzuciłam zapasy szwów. Nie spodobało mi się to jednak, mówiąc oględnie. Postanowiłam zrobić to zgodnie ze sztuką. Efekt mnie zadowolił. Musiałam też zwęzić nieco plecy na samej górze przy zamku, bo mam chyba tu jakąś większą krzywiznę, w związku z czym suwak nieco odstawał. DSC00612

Zmiana dołu nadała nieco luźniejszego i swobodniejszego charakteru sukience, ale chciałam mieć coś ładnego i użytecznego zarazem. No bo pamiętacie – sprytny dwulatek. DSC00639

Podczas szycia tej sukienki doszłam do zaskakującego wniosku, że demonem prędkości w szyciu to ja nie jestem. I raczej nie będę. Prasowanie, poprawki, wykańczanie – to wszystko zajmuje mi co najmniej tyle czasu ile samo szycie. Może dlatego kolejka rzeczy do uszycia stale się wydłuża, bo nie nadążam za galopadą własnych pomysłów…

Kończąc tę sukienkę, już w myślach zabrałam się za szycie wiosennego płaszcza. Wiem też, co będzie po płaszczu 😉

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *