Najulubieńsze
Czy ty w ogóle chodzisz w tych wszystkich uszytych ubraniach? – zapytała ostatnio moja siostra, kiedy jednym okiem luknęła do mojej szafy z ciuchami, a drugim wyhaczyła Mańkę ubraną w jeszcze szytą sukienkę z poprzedniego postu. Ano chodzę – odpowiedziałam. Ale niestety nie jest tak, że obdzielam je sobą jednakowo często. Mam w swojej szafie rzeczy, które noszę często, sporadycznie i ulubione. Te, których nie założyłam wcale albo przywdziałam je raz, a potem rzuciłam gdzieś w kąt, oddałam bez żalu. Miejsce na nowe fatałaszki zawsze się przyda.
Mamy lato, pozostając więc w licowych klimatach, pokażę Wam dwie letnie sukienki własnoręcznie wyprodukowane jeszcze w przedblogowej erze. Takie naj naj, które będę nosić aż po ich kres. Jak się podrą, będę łatać, jak poplamią – spróbuję doprać, zafarbuję albo to oleję. Zmiany gabarytów własnych nie przewiduję ani nawet nie rozpatruję.
Jako pierwsza powstała sukienka 124 z Burdy 5/2013. Jest fajoska, bo ma duuuży dekolt, odkryte ramiona i sporo miejsca na brzuch wypełniony lodami, goframi i innymi wakacyjnymi przysmakami. Uszyłam ją z wiskozy, która wygląda jak len, ale nie gniecie się tak pioruńsko. Jest przewiewna i wygodna. Dla mnie bomba! Zupełnie tylko nie pamiętam, dlaczego zrezygnowałam z kieszeni…
***
W zeszłym roku z tego samego numeru Burdy uszyłam kolejną kiecuszkę. Taką, o! 134 numer miała. I mogłabym napisać o niej właściwie to samo, co o poprzedniczce. Różnica jest taka, że ta jest z bawełny, dekolt jest głęboki i z przodu, i z tyłu, no i cięcia są inne. Ale zasadniczo wygląda podobnie.
Na zdjęciach poniżej co prawda nie za bardzo widać detale sukienki, ale foty są wakacyjne i co innego miały pokazywać. Widać przynajmniej, że się w oczy i obiektyw rzucałam. Może co sprawniejsze oko dojrzy jeszcze, że sukienka świetnie leży i doskonale eksponuje walory mojej sylwetki ;).
No dobrze, moi mili Zaglądacze, ja się przed Wami otworzyłam. I teraz chciałabym się dowiedzieć, jak to z Wami jest. Czy wszystkie uszyte przez siebie ubrania nosicie jednakowo często? Czy są wśród Waszych fatałaszków takie szmatki, które darzycie szczególnym upodobaniem? A może jest tak, że szyjecie dużo, bo szyć lubicie, ale niekoniecznie już te uszytki sprawdzają się na co dzień, w związku z czym są głównie ozdobą Waszych szaf. Podzielcie się swoimi doświadczeniami! :).
Brak komentarzy
Marta
Obie piękne i obie mam na swojej liście do uszycia 😉
Kasia
Dziękuję 🙂 I polecam naprawdę fajne i wygodne kiecki.
Krawcownia Beaty
Piękne sukienki. Szyję sporo, ale zdarzyły się takie uszytki, które w Burdzie wyglądały pięknie a na mnie już niekoniecznie, ale nie poddaję się i mimo kilku „wpadek” szyję dalej 😉
Kasia
Oj, też mam za sobą takie, które mi się nie do końca udały. Ale wychodzę z założenia, że praktyka czyni mistrza, więc staram się nie żałować tych mniej udanych. Dzięki temu poprawiam jakość swojego szycia i zdobywam wiedzę na temat materiałów, z których szyję. Bo i na tym polu zdarzały mi się wpadki ;).
MONAfaktura
Pierwsza sukienka bardzo mi się podoba, taka letnia, spacerowa 🙂 Druga też śliczna i ma potencjał biurowy 🙂 Obie tkaniny świetne.
Kasia
Ha! Z tą drugą sukienką jak najbardziej trafiłaś :). Zakładam ją do biura, ale trochę zasłaniam plecy, bo jednak dekolt jest spory. Ale po wyjściu z pracy już niczego nie zasłaniam ;).
Tak sobie myślę, że obie tak mi się upodobały właśnie ze względu na dobrze dobrane tkaniny – przewiewne, nieprzesadnie gniotliwe i miłe dla ciała.
Mitania
Bardzo mi się podobają wszystkie dwie : ). Myślę,że dobrze zrobiłaś rezygnując z tych kieszonek przy pierwszej kiecce,bo patrząc na rysunek poniżej miałam skojarzenie z fartuszkiem,a tak jest bomba : ). Ja ciuszki szyję coraz rzadziej ale jak kiedyś zdarzało mi się to częściej to głównie była to tak zwana sztuka dla sztuki : ot w celu sprawdzenia czy dam radę ; ). Oczywiście miałam kiedyś kilka rzeczy własnej produkcji tak ukochanych,że zanoszonych na śmierć : ) Buziaki : )*
Kasia
Być może z tych kieszonek zrezygnowałam właśnie dlatego! Szyjesz masę ciuszków, tylko w mikroskopijnych rozmiarach :). Uważam, że to znacznie trudniejsze (sama próbowałam, więc opieram się na własnym marnym doświadczeniu). Ty dałabyś radę wszystko uszyć! 🙂 Cmok :*
Klara
Ale fantastyczne są Twoje sukienki-ulubienice! Widzę też skłonność do niebieskiego, którą podzielam (chociaż niekoniecznie się to przekłada na moje uszytki).
Ja noszę swoje uszytki regularnie, chociaż mam takie, które częściej, i takie, które rzadziej. To często wynika z tego, z jakiej tkaniny powstały – niektóre są tak zwariowane, że nie nadają się do codziennego noszenia.
Mam też kilka uszytków w… hmm. Mniejszym rozmiarze niż obecnie noszę. Bo takie mi wyszły. I trzymam je w szafie z naiwnym założeniem, że do nich kiedyś schudnę. Hehe.
Kasia
Ta moja skłonność przez jakiś czas była przeze mnie tłumiona zawzięcie, ale w końcu się poddałam ;). Chociaż jak kupuję tkaniny, to zawsze mi się wydaje, że moje wybory są różnorodne. A potem okazuje się, że i tak większość jest niebieska i co najwyżej ma tylko inny wzór…
Twoja szafa jest pełna fantastycznych sukienek i innych ciuszków i bardzo dobrze, że starasz się je wszystkie pokazać światu! 🙂
Ulubioną sukienkę miałam i mam jeszcze jedną, ale w zeszłym roku ją tak zmniejszyłam, że w tym przydałby mi się jakiś gorset, żeby się w nią swobodnie wcisnąć. Inaczej musiałabym być cały czas na wdechu. Rozumiem więc twoje założenie, bo sama kieruję się podobnym ;).
Beata
Sukienka na tle średniowiecznego Manhattanu świetnie się prezentuje 🙂
Kasia
Na tym tle to chyba wszystko wygląda świetnie :). Dziękuję!