DZIECIĘCE,  ubrania dziecięce

Jakbym bardzo chciała dzisiaj… i jak mi się zwykle nie udaje

Plany na weekend miałam baaardzo ambitne. Jak zwykle zresztą. A potem w niedzielę wieczorem łapię się na tym, że chyba przesadziłam.

Bardzo chciałam: skończyć sukienkę (właściwie jest skończona, ale muszę jeszcze dorobić dodatki), skopiować wykrój nowej sukienki, może nawet uszyć nową sukienkę. Ale przyszła sobota, a tu życie rodzinne i domowe do ogarnięcia. To zawsze pochłania ogromne złoża wolnego (wydawałoby się) czasu.

Można pomyśleć: Była przecież niedziela! Ano była i się zmyła. Przy okazji swoją pierwszą połową pozbawiła mnie sił na resztki weekendu, które jeszcze zostały. Nie tak zupełnie jednak sama z siebie, bo trochę jej pomogłam. Postanowiłam się przebiec w ćwierćmaratonie. Pobiegło mi się jednak trochę szybciej, niż biegało mi się zwykle, i na wszelki wypadek tylko na śniadaniu Małysza, żeby kłucie w boku nie zniweczyło moich ambitnych planów.

Ostatecznie z listy rzeczy do zrobienia udało mi się nie kojfnąć na mecie. Szyciowo poniosłam porażkę na całego. Tzn. coś tam źgnęłam, pchnęłam, ale nic nie skończyłam.

Na szczęście coś tam zawsze się z archiwum wygrzebie, żeby tak bez fotek zupełnie nie było. Komplecik na bobasa uszyłam, jak bobas był już trochę podrośnięty, i miałam nadzieję, że może chwilę w swym wzrastaniu się zatrzyma. Jak się zorientowałam, że nic z tego, ubierałam go w to wdzianko przy każdej możliwej okazji i dumnie prezentowałam światu (i bobasa i wdzianko, gdyż ładnie się razem prezentowali). Wykrój pochodzi z Burdy 2012/7 (model 142, 144 B), a czapeczka nie, ale ładnie nam się wpasowała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *