DAMSKIE,  spodnie

Krótkie spodenki w kolorze letniego nieba

Jak by nie patrzeć, krótkie spodenki to dziś ważny element mojej letniej garderoby. Kiedy pomyślę sobie, że jako nastolatka z powodu własnych kompleksów katowałam się latem długimi spodniami, zazwyczaj dżinsami, to jest mi najzwyczajniej smutno z tego powodu. Na szczęście wprost proporcjonalnie do lat zaczęło przybywać mi zdrowego rozsądku, akceptacji dla własnego wyglądu i totalnej obojętności na to, co ktoś sobie pomyśli. Cellulit na udach? Rozstępy? A może, o zgrozo, nieogolone i do tego jeszcze okraszone siniakami nogi? Toż to przecie zbrodnia jaka…

Planowałam pisać ten post jako pewnego rodzaju manifest czy coś, w międzyczasie jednak wywinęłam orła, ale nie że przy pisaniu, co jednak od prac twórczych mnie odciągnęło, a kiedy siadłam doń ponownie, koncepcja mi się nieco zmieniła.

Oto bowiem spędzając sobie miło czas na przejażdżce rowerowej i pokonując tę samą trasę co dzień wcześniej, natknęłam się na niespodziewaną przeszkodę. To znaczy w ciągu jednego dnia zmienił się układ chodnika i tymczasowego przejazdu dla rowerów i w efekcie tej zmiany pojawił się nagle ciasny zakręt. Pal licho ten zakręt, nie miałabym z nim najmniejszego problemu, gdyby nie to, że na tym nowo położonym chodniku była kupa jeszcze niezamiecionego piachu. I ja na tym piachu właśnie straciłam przyczepność, a rower uciekł mi spod nóg oraz tyłka. Runęłam na chodnik jako ta kłoda. Łokieć i dłoń zdarte, kolano też, biodro za to stłuczone. Głowa cała, bo zdołałam ją utrzymać i nie musiałam na własnej skórze się przekonywać, czy kask wytrzyma zderzenie z chodnikiem. Chyba w lekkim szoku byłam, bo wstałam, otrzepałam się i po krótkich oględzinach siebie oraz roweru zarządziłam jazdę dalej. Dopiero w domu i dopiero po pewnym czasie okazało się, że grzmotnęłam się dość mocno, na bank będzie trochę bolało, a na biodrze zaczął zarysowywać się piękny siniak wielkości dwóch moich dłoni. O! I tu w zasadzie chciałabym przejść do sedna, czyli krótkich gatków, w końcu lato nieuchronnie zbliża się do jesieni, a jesienią o letnich spodenkach to już niekoniecznie chce się pisać, choćby z żalu, że lato sobie poszło. Otóż jedne z ostatnio uszytych przetrwały upadek i śladu na nich na szczęście po tej przygodzie nie widać, dzięki tym błękitnym natomiast mogłam jako tako funkcjonować bez dodatkowych atrakcji bólowych w ostatnim czasie.

Już wspominałam, że poszukiwania ulubionego fasonu krótkich spodenek trochę u mnie trwały. I choć te błękitne były bliskie ideału, to jednak ciut im na ostatniej prostej zabrakło. Ale może od początku. Uszycie letnich jeansowych spodenek było na liście moich krawieckich priorytetów, ponieważ poprzednie (kupione jeszcze w sklepie) spodenki już się zużyły i nie miałam żadnych. Tym razem chciałam, żeby spodenki były luźne i z wyższym stanem oraz ciut dłuższą nogawką. I takie właśnie bliskie mym wyobrażeniom znalazłam w Burdzie. Wzięłam je takie, jakie były, nic nie kombinowałam, nie wprowadzałam żadnych zmian (no dobra, dodałam kieszenie na tyłku). Uszyłam szybko i bez przygód. Wewnątrz dla ułatwienia (aby zszywane warstwy nie były tak grube) i ozdoby jako wykończenie dałam elementy wycięte z bawełnianej popeliny. No muszę przyznać, że naprawdę kapitalnie wyszły mi te spodenki. I tylko dwie kwestie ostatecznie sprawiły, że uznałam, że to jeszcze nie to. Raz, że te zakładki przy pasku przy lekko sztywnej, chociaż dość cienkiej tkaninie czasem ułożą się dobrze, a czasem nie bardzo chcą współpracować, co nie tyle może mnie denerwuje, ale sprawia, że muszę raz na jakiś czas coś tam ręką strzepnąć i poprawić. Dwa – rozumiem sens wszywania worków kieszeniowych do rozporka, ale wciąż mam wrażenie, że nie umiem tego dobrze zrobić, zresztą nigdzie nawet nie znalazłam żadnej sensownej instrukcji, jak to zrobić, więc zawsze lecę na czuja. No i tę moją nieumiejętność na gotowych gaciach to ja widzę. Ale nic to – mogę albo zrezygnować, albo ćwiczyć dalej. Pewnie samo wyjdzie w szyciu.

Jeśli zaś chodzi o wygodę, to muszę powiedzieć, że tu spodenki są bez zarzutu. W czasie, kiedy nie mogłam się nawet dotknąć, były zbawieniem (niestety spodnie z gumą w pasie odpadły w przedbiegach, sprawiając mi za każdym razem ból podczas wkładania i zdejmowania, a tych kilka razów w ciągu dnia to się jednak zdarza). Wystarczająco szerokie nogawki i rozporek zapewniły maksimum swobody i komfortu, a długość sprawiła, że moją śliweczkę wielkości melona z powodzeniem dało się zakryć. No i te dodatkowe kieszenie też się przydały, po przez pewien czas w prawej przedniej nic nie mogłam nosić.

Metryczka:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *