Bombowa bomberka dla jednoosobowego gangu czerwonego lisa
Prawa przyrody są nieubłagane – co ma płynąć, płynie, a rosnąć, rośnie, chyba że są to kwiatki sadzone na moim leśnym ugorze, to wtedy niekoniecznie. Dzieci jednak nierośnięcie w ogóle nie dotyczy, a na pewno mojego, bo zapiernicza ono, nie oglądając się w ogóle na to, czy mi to na rękę i czy w planach uwzględniłam szycie dla niego nowej kurtki. Poprzednią bowiem, za małą już wyraźnie, a oceniam to po tym, że wyłaziły spod niej koszulki, zaś dolna krawędź kończyła się ledwie poniżej pępka, syn kuzynostwu młodszemu oddał. Oddał, nie tyle że niechętnie, bo lubi się dzielić i rozumie, że nie ma większego sensu gromadzić rzeczy już nieużywanych, ale pod warunkiem że uszyję mu taką samą. Przy czym taką samą miało jednak pewne wytyczne i niemal na rzęsach musiałam stanąć, a już na pewno użyć całych swoich zdolności perswazyjnych, żeby cały kurtkowy projekt spiąć do kupy, że tak mało elegancko się wyrażę.
Mój nietuzinkowy bąbelek, słońce życia mego i dostarczyciel emocji wszelakich uznał bowiem, że jego osobowość najlepiej wyrazi czerwone cekinowe auto wyścigowe na plecach. No… Jak wiadomo, pasmanterie stacjonarne i internetowe pełne są takich cekinowych aplikacji.
Choć wiedziałam, że poszukiwania będą skazane są na porażkę, dla świętego i swojego spokoju zmitrężyłam całe mnóstwo czasu na przeszukanie internetów wzdłuż i wszerz oraz z góry na dół i odwrotnie, by – tym razem bez cienia satysfakcji – stwierdzić, że miałam rację. Musiałam opracować zatem jakiś sensowny plan B i tak go sprzedać, żeby dziecko nie czuło zawodu i żebym ja nie czuła, że zawiodłam. Poszukiwania zaczęłam od nowa, tyle że tym razem kompletnie nie miałam pojęcia, czego właściwie szukam. Miało być spore i cekinowe, żeby dumnie błyszczeć na plecach. Duża i błyszcząca była najczęściej flora i fauna, czepiłam się więc tych zwierzątek, licząc, że znajdę wreszcie coś odpowiedniego. W końcu padło na czerwonego lisa, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. To znaczy tak mi się wtedy wydawało, bo sądziłam, że najtrudniejszy etap już za mną. Nie wiedziałam jednak jeszcze, że jakaś zła siła wymiotła ze sklepów niemal wszystkie łamane plisy ściągaczowe w odpowiednich kolorach i że teraz czeka mnie kolejne poszukiwanie zaginionej arki. No ale czego nie robi się dla swojego słodkiego bąbelka. I dla własnej wizji artystycznej naturalnie!
To, co ostatecznie znalazłam i zamówiłam, dalekie było od moich standardów jakościowych, ale jako jedyne miało odpowiednią szerokość i kolory. Zgromadziwszy wreszcie wszelkie potrzebne detale, zabrałam się za pozostałe prace koncepcyjne, czyli układanie formy na tych resztkach tkanin jeansowych i nogawek, które mi zostały. Okazało się, że dla rozmiaru 158 wcale nie jest to już takie łatwe i chyba zdajemy się zbliżać do kresu takich składaków. Tym razem jeszcze się udało i kurtkę zmontowałam z dwóch pasujących do siebie grubością i sztywnością rodzajów jeansów. Podszewkę też musiałam nieco sztukować, ale zależało mi, żeby wykorzystać kawałki materiału, które zostały mi po poprzednich projektach.
Szycie jak to szycie – po tych wszystkich poszukiwawczych przebojach było już przyjemnością. Trochę zabawy miałam z wymianą nici do stębnowania, bo uznałam, że jak szaleć, to na całego, i z wszywaniem podszewki, której model nie przewidywał, ale ja się uparłam, więc na szybko musiałam ogarniać jeszcze, jak poukładać etapy, żeby sobie prucia później nie zafundować w gratisie. No i wyszła mi ta bomberka, co tu dużo mówić, taka, że mnie zazdrość bierze, że to dla dziecka, a nie dla mnie. I że choć wcale mi nowa kurtka nie jest potrzebna, to myślę, patrząc na nią, że może jeszcze na jedną miejsce w szafie się znajdzie. Tyle że póki co ani nie mam siły na kolejne przeczesywanie internetowych pasmanterii w poszukiwaniu dodatków, a i portki do przerobienia mi się w zasadzie skończyły. Ale z pewnością taka kurtka zostanie na liście rzeczy do uszycia w przyszłości. Bo dziecko swoją z mamusią nie zamierza się dzielić.
Metryczka
- Model: Burda. Moda dla dzieci 1/2015 model 648 lub Burda 3/2013 model 148
- Rozmiar: 158
- Materiały: jeans oraz batyst bawełniany na podszewkę z domowych zapasów i odzysku, dresówka drapana oraz ściągacz prążkowy ze sklepu textilmar.pl, plisy ściągaczowe, aplikacja, zamki błyskawiczne oraz napy z rozmaitych sklepów na allegro
- Modyfikacje: Z przodu dodałam karczki (cięłam formę na oko, dopasowując ją do kawałków materiału, którymi dysponowałam), z tyłu poniżej karczka z kolei dałam skośne cięcia podobne do tych w kurtkach jeansowych. Zamiast kieszonek z patkami, które dziecko oprotestowało, bo telefon wypada, zrobiłam kieszonki z zapięciem na zamek, co okazało się bardzo dobrym posunięciem, bo ta czerwień na tle jeansu pięknie z nim kontrastuje. Jak już wspomniałam, kadłubek odszyłam batystową podszewką, żeby nie musieć obrzucać zapasów, a przy okazji zawsze to dodatkowa warstwa izolacyjna.