Byle do piątku
Co tu dużo gadać… Zmęczyłam się tym weekendem. Co nie znaczy, że chciałabym, żeby się już skończył. Tak to akurat lubię się męczyć 🙂 Hierarchizując listę rzeczy do zrobienia, postanowiłam najpierw oddać się zajęciom praktyczno-pożyczecznym. Mają one to do siebie, że zwykle trafiają na koniec listy, ale tym razem dałam im szansę. Wymieniłam więc wypełnienie w poduszkach Misiaka, uszyłam dla niego ochraniacz na listwę boczną łóżka i uszyłam sobie halkę pod letnie sukienki – wyjątkowo pilna sprawa, biorąc pod uwagę, że zima za pasem 😉 A potem przeszłam do bardziej twórczych zajęć.
W domu mam dwóch pasjonatów motoryzacji. Jeden z nich ciąga ze sobą zawsze i wszędzie przynajmniej dwie fury. Na więcej brakuje rąk 🙂 Postanowiłam więc ułatwić mu zabieranie ze sobą całego dobytku i jednocześnie odciążyć własną torebkę, kieszenie oraz uwolnić własne ręce. Uszyłam worek na samochody. I nie tylko na nie.
Oddawszy się całkowicie dziecięcej tematyce, machnęłam w podzięce dwie poszewki na jaśki dla dzieciaków koleżanki. Z ptaszkiem poszło łatwo, bo kolorystykę wymyśliłam sobie już wcześniej. Ot, taka obła ptaszynka.
Ciuchcia do ostatniej chwili była kolorystyczną zagadką. Przekładałam materiały, kombinowałam, dopasowywałam. Zbyt wiele wariantów mi z tego wychodziło. Doszłam do wniosku, że jednak faktycznie czasem co za dużo, to niezdrowo. Moje niezdecydowanie zaczęło nawet wyprowadzać z równowagi starszego fana motoryzacji. Ostatecznie jednak ciuchcia z pracowni wyjechała w takim kształcie.
I jeszcze „rodzeństwo” razem.
W międzyczasie jeszcze zaczęłam szyć poszewkę dla Misiaka, ale chwilowo musiałam przerwać zajęcie. Dom wzywał. Jak skończę, to pokażę 🙂 Tymczasem to wszystko.
Weekendy są stanowczo za krótkie…