Wiosenna rozgrzewka z granatową sukienką
No dobra, prawdą jest, że nieużywane mięśnie zanikają (to taka metafora ma być). Z drugiej jednak strony jest ta jazda na rowerze, której to nigdy się przecież nie zapomina. Po środku tego wszystkiego zaś jestem ja z małą górką uszytych już całkiem dawno, ale i ledwie chwilę temu rzeczy, które chciałabym pokazać, nim psia sierść zagości na nich na dobre albo jakieś inne trwałe ślady użycia i zużycia. A co do tego mają mięśnie i rower? Bo widzisz, żeby zaprezentować to wszystko, no to przecież trzeba zrobić zdjęcia. Ale za nami długa, zimna i szara zima. I ja w tę zimę to zajmowałam się różnymi rzeczami (mam wrażenie, że głównie spaniem i jedzeniem ciasta, no i trochę też szyłam), ale zdjęć to robiłam mało. To znaczy ja to może coś tam robiłam, ale mnie nie robiono, bo się nie domagałam (poza tym jednym wyjątkiem z granatową kamizelką). Bo szaro, dzień krótki, za zimno, żeby tak paradować bez odzienia wierzchniego, a w domu to się jednak te zdjęcia słabo udają. Ale bardzo mi zależało, żeby wreszcie ten zimowy sezon zakończyć i ruszyć w końcu w plener. Zarzekałam się zresztą, że chcę tę granatową sukienkę pokazać w całości. Kiedy więc tylko zrobiło się jako tako wiosennie, zarządziłam szybki fotograficzny wypad do lasu, by wreszcie domknąć ten projekt. No i…
No i, ło matko, ale drętwo było. Pewnie dlatego, że musieliśmy się z różnych powodów uwijać i nie było czasu na porządną zdjęciową rozgrzewkę, ale niewykluczone też, że jednak trzeba się na nowo zgrać. Czyli ja muszę mrugać w odpowiednich momentach albo najlepiej nie mrugać wcale, a fotograf mógłby jednak więcej korzystać ze swoich nóg, żeby choć w niewielkim stopniu osiągnąć efekt zoomu (fotografowanie stałką ma jednak swoje ograniczenia). No więc mądrości mądrościami, a życie jednak swoje. Na szczęście tych kilka zdjęć mamy, są nawet takie na których sukienka jest w całości. Tzn. góra jest przysłonięta kurtką, bo na krótki rękaw to jednak wciąż nie było warunków, ale jest dół z rozcięciem, a tego z kolei na zdjęciach domowych nie było widać.
I teraz ktoś powie, fiu-fiu, takie rozcięcie to chyba niezbyt praktyczne, a w ogóle to jak powieje, to może za wiele odsłonić. Nie ukrywam, że i mi takie obawy towarzyszyły, ale jak się nie sprawdzi, to sobie można co najwyżej pogdybać. No i okazało się, że może i rozcięcie jest dość wysokie(?)/ głębokie(?), bo halka jednak zeń wyglądała (to naprawdę jeszcze nie były najcieplejsze dni, więc chciałam się odpowiednio ubrać; musiałam porzucić jednak halkę na rzecz podkoszulki), ale ma na tyle bezpieczną wysokość, że podmuchy wiatru nie czyniły wbrew mojej godności. Sukienkę więc uważam za udaną i kto wie, czy nie uszyję jeszcze jednej podobnej, tyle że z nieco bardziej lejącego materiału.
Metryczka
- Szablon: wykrój kopertowy McCall’s M7973
- Rozmiar: A5 12
- Materiał: 3,5 m satyny bawełnianej od dziane.pl. Ten materiał był na tyle cienki, że zdecydowałam się na jego wykorzystanie w tym projekcie. Sukienka dzięki temu fajnie trzyma fason, ale jednak jak to ciuch z tkaniny bawełnianej – gniecie się dość mocno. Następnym razem chciałabym uszyć ją z czegoś bardziej wiotkiego, co pewnie też będzie się gniotło, bo ten fason (i gumka w pasie) bardzo przypadł mi do gustu.