DAMSKIE,  sukienki

Haft na tiulu przysporzy ci bólu (głowy), czyli o weselnej sukience

A pamiętasz tę reklamę? Idzie sobie pewnym krokiem piękna kobieta, nagle ups! złamał jej się obcas, ale to nic, bo ona ten obcas urywa, drugi też (w tym momencie uwielbienie w oczach mężczyzny, który z niedaleka obserwuje całą scenę, rośnie do niebotycznych rozmiarów) i dalej pewnym krokiem zmierza w swoją stronę. Mentos, wiadomo! Czyli pamiętasz. A teraz ja. Pogoda piękna jak w reklamie, choć to luty i jakieś 20 stopni mniej. Równie pewnym, powiedziałabym nawet energicznym krokiem w otoczeniu moich chłopaków przemierzam rynek pewnego miasta. Na ławeczkach seniorzy korzystający z pięknej pogody, na placu pośrodku młodzież na deskorolkach, gdzieś w oddali biega jakiś pies. No więc idę, a tu nagle coś unieruchamia mi nogę. Rozglądałam się dookoła, więc nie wiem jeszcze co. Dopiero gdy patrzę w dół, orientuję się, że obcas mojego buta na dobre utknął w kratce odpływowej. Uśmiech jednak z mojej twarzy nie schodzi, ale na tym niestety podobieństwo do reklamy się kończy. Z opresji bowiem ratować mnie musi mąż, bo sama nie jestem w stanie tego buta wydostać (to bardziej przypomina z kolei film Powiedz „Tak”, choć bez tego niebezpieczeństwa czającego się w tle). But okazuje się trochę zniszczony, ale w ogóle mnie to na tę chwilę nie martwi. Kto zwróci uwagę na porysowany obcas, skoro mam na sobie taką sukienkę!

IMG_7972IMG_8004IMG_8037IMG_8042

Wesela w lutym zdarzają się zdecydowanie rzadziej niż w letnich miesiącach. Do tego takie bez orkiestry i tańców. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w takim wydarzeniu. Byłam więc w nie lada kropce, bo nie miałam najmniejszego pojęcia, jak się na tę okazję odziać. To znaczy, że ma być to sukienka i taka jednak bardziej wyjściowa, to jakby oczywiste. Ale co dalej? Z pomocą (a to Ci dopiero zaskoczenie) przyszła Burda. Numer grudniowy był jeszcze stale pod ręką (tak mam, że te kilka ostatnich numerów zawsze gdzieś w zasięgu się znajduje, a to na ławie, stole, na półce obok maszyn), a na jego okładce sukienka, która spodobała mi się już w chwili ukazania się zapowiedzi. Pomyślałam sobie, że może to być doskonała okazja, by ją uszyć, a potem przystąpiłam już do działania.

IMG_7986IMG_7969IMG_8024IMG_7983

Napiszę tak: szycie tej sukienki, choć model jest bardzo prosty, to nie była łatwa rzecz. Dobrze, że miałam na nią trochę czasu i całe morze cierpliwości. O ile warstwa spodnia wymagała tylko dopasowania góry do mojej sylwetki, o tyle zabawa z haftowanym tiulem daleka była od beztroskiego obserwowania, jak maszyna łączy kolejne centymetry tiulowych elementów przy niewielkiej tylko ingerencji polegającej na pilnowaniu prostych szwów. Mocno wypukły haft powodował, że maszyna nie radziła sobie, a ja wraz z nią, z prowadzeniem tiulu. Do tego, mając już wcześniejsze doświadczenia z tiulem (ale gładkim!), uparłam się, że będę wykańczać warstwę wierzchnią szwem francuskim. Tak krzywo nigdy mi nie szło. Prułam, zszywałam ponownie i znów prułam, nie dopuszczając myśli o wykończeniu sukienki owerlokiem. Aż w końcu jednak się poddałam.

Obiektywna ocena tego, co powstało dotychczas, jednoznacznie wskazywała na rychłe zakończenie projektu porażką. Nie bardzo mi się to uśmiechało, co oznacza tyle, że postanowiłam sprawdzić tego owera, a zaraz potem z podkulonym ogonem się na niego przesiadłam, szyjąc sukienkę praktycznie od nowa. Wbrew moim obawom okazało się, że takie wykończenie wcale nie wygląda źle, za bardzo go nawet nie widać, za to owerlok poradził sobie z haftami na tiulu zdecydowanie lepiej niż moja stębnówka, znaczy połknął je bez fiknięcia stopką.

Gotową sukienkę ozdobiłam satynowymi kokardkami i takim samym wiązaniem w pasie, a to wszystko dlatego, że tak właśnie wykończyłam dekolt. Do samego wesela nie udało mi się znaleźć lepszego rozwiązania i choć może całość jest ciut za słodko i cukierkowo, to w przypadku sukienki na taką okazję całość się jakoś broni.

IMG_7943IMG_7954

Ps. Być może jesteś tym wnikliwym obserwatorem, który zauważy  niezbyt elegancko wystające bieliźniane ramiączko. Albo nie takie paznokcie 😉 Uspokajam – na weselu wszystko było na tip top (znaczy odpowiednio dobrana bielizna oraz kolor lakieru), zdjęcia natomiast powstawały pół roku później pomiędzy wysyłaniem dziecka na wakacje a obiadem w restauracji z atrakcją w postaci przebierania się w toalecie. No, chciałam tym samym powiedzieć, że czuję się usprawiedliwiona.

Metryczka:

  • Wykrój: Burda 12/2018 model 101
  • Rozmiar: 38
  • Materiały: warstwa spodnia – mieszanka poliestru i wiskozy (niestety nie wiem, jaka jest nazwa handlowa tej tkaniny; to taka typowa tkanina sukienkowa); warstwa wierzchnia – haftowany tiul (2,8 x 1,3 m)
  • Modyfikacje: pogłębiłam dekolt oraz zwęziłam rękawy z tiulu

20 komentarzy

  • A.Szyje

    Jak TY ją USZYŁAŚ – normalnie zbieram szczękę z podłogi.
    REWELACJA, jest w niej coś niesamowitego, przyciągającego. Pomimo tej ociekającej słodyczy i cukierkowego błysku.. podoba mi się.
    Najbardziej podoba mi się, że się nie poddałaś i walczyłaś do końca. Znam ten ból, kiedy niby coś prostego staje się wejściem na Mount Everest.

    • Kasia

      Ala! Ależ mnie cieszy Twoja opinia! No właśnie, sukienka niby prosta w formie, ale do szycia trzeba jednak podchodzić z pokorą, bo nigdy nie wiadomo, gdzie czai się potencjalna przeszkoda ?. Mój ośli upór na szczęście nie pozwolił odpuścić. Jest mi bardzo miło, że sukienka wzbudziła u Ciebie takie pozytywne emocje ?. Pozdrawiam serdecznie!

  • Szyciownik

    Cześć,
    Wow! Naprawdę niesamowita! Aż ciężko uwierzyć, że taką można uszyć! Naprawdę ta sukienka jest jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa! Szacun kobieto! Tiul jest mega ciężki do szycia, jeszcze grubo haftowany. Ale widać, że męczarnie przy szyciu nie poszły na marne ?
    Pozdrawiam,
    Kasia

  • Pracownia Ady

    Kasiu,
    Jestem oczarowana tą sukienką – w pełni wykorzystałaś wzór na tiulu, wszystko jest na swoim miejscu, i do tego pięknie ją odszyłaś ? Podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam ?
    Na taki romantyczny styl także trzeba sobie pozwolić, wyglądasz cudnie :))))))))))))))))))))))))))))
    Myślałam o uszyciu tego typu sukienki, ale teraz nawet nie wiedziałabym jak się do tego zabrać … Warto było włożyć sporo wysiłku – boska ?
    Pozdrawiam serdecznie ?

    • Kasia

      Ada, przeczytać coś takiego, mając w pamięci jeszcze te wszystkie przeciwności po drodze, to coś wspaniałego! Naprawdę! Taki komentarz wynagradza wszystko. Teraz na szczęście mogę uśmiechać się z ulgą na wspomnienie tych moich momentów bezsilności. No i oczywiście w pełni cieszyć sukienką! Bardzo Ci dziękuję ?.
      I tak sobie myślę, że wcale nie powinnaś obawiać się szycia takiej sukienki. Masz już duże doświadczenie, szyjesz pięknie, a w razie czego masz już kogo pytać w razie wątpliwości ? .
      Pozdrawiam cieplutko!

  • Beata Nawara

    Jestem u Ciebie po raz pierwszy ale na pewni nie ostatni ? I powiem tak : podobają mi się dwie rzeczy. Sukienka, co się rozumie samo przez się, bo trudno się nie zachwycić takim efektem. Może i cukierkowo, ale ślub/wesele to takie właśnie słodko – optymistyczne wydarzenie i mnie się to jak najbardziej spina.
    Druga rzecz, która mi się podoba to styl i szczerość z jaką opisujesz wykonanie prezentowanego stroju. Mnie się wydaje, że dość często tak jest, że jeśli nawet efekt końcowy jest „WoW’ to droga do niego jest czasami wyboista i tylko nie poddający się triumfują.
    Dobrze wiedzieć, że inni też doświadczają takich sytuacji.

    PS. Przeczytałam póki co najświeższy wpis, ale w wolnej chwili zanurzę się w lekturze również starszych publikacji.

    • Kasia

      Tak się cieszę, że do mnie zajrzałaś i zdecydowałaś się zostać! To dla mnie ogromny komplement, że doceniasz zarówno to, co uszyłam, jak i treść oraz formę mojego wpisu. To dla mnie bardzo ważne. Dziękuję!
      Od początku chciałam, żeby ten blog był miejscem, w którym będę pokazywać nie tylko uszyte rzeczy, ale też poniekąd proces szycia. I o ile przy dość prostych formach nie bardzo być może jest się o czym rozpisywać (choć wtedy potrafią przydarzać mi się rozmaite przygody, które mi ten proces uatrakcyjniają), o tyle poprzez pisanie o takich bardziej skomplikowanych w szyciu ubraniach chciałam pokazać, że to nie jest tak, że zawsze mi wszystko wychodzi od razu, że zawsze wiem i potrafię. Mimo wielu uszytych rzeczy wciąż się uczę i popełniam błędy. Innymi słowy, chciałabym dodać otuchy tym, którzy mają wątpliwości. Ja też je miewam, ale podejmuję kolejne wyzwania. A potem wytrwale dążę do celu ?.
      Pozdrawiam serdecznie!

  • Lizawieta

    Szczęka mi opadła, bo po tytule Już myślałam, że sama haftowałaś…
    Sukienka jest przecudna. Zauważyłam to ramiączko, dobrze, że wyjaśniłaś, podejrzewałam, że to nie mogło być fotografowane w lutym. Paznokci nie zauważyłam. Doskonały wybór na wesele – fason , materiał. Perfekcyjne szycie – wspaniały efekt. Gratuluję i serdecznie pozdrawiam.

    • Kasia

      Na haftowanie tiulu bym się chyba nie porwała, choć nie twierdzę, że nigdy w życiu nie spróbuję. Kto wie, jakich wyzwań będę potrzebować w przyszłości. Luty co prawda zimy nie przypominał, ale wciąż nie była to pogoda, która nadawałaby się do paradowania po dworze w samej sukience. Jest mi bardzo miło, że tak pozytywnie oceniasz sukienkę.

      Pozdrawiam serdecznie!

  • Kasia

    Rany, Kasiu, ta sukienka to taki cukiereczek z kokardką. Normalnie czuję w palcach, ile cię ten tiul musiał roboty kosztować. Ale opłaciło się Po prostu obłędnie w niej wyglądasz. Już widzę te zazdrosne spojrzenia ?

    • Kasia

      Dziękuję, Kasiu! Tak się cieszę, że sukienka CI się podoba. Nie wiem co prawda, czy spojrzenia były zazdrosne, ale fakt, że kilka pań zwróciło uwagę na sukienkę i wyraziło uznanie .
      Pozdrawiam serdecznie!

  • Mała N.

    Podziwiam cierpliwość! Sukienka wygląda zjawiskowo, wyglądasz jak postać z bajki. Przed przeczytaniem opisu myślałam, że to strój na jakąś okrągłą rocznicę ślubu, bo i taka sceneria i Ty jak księżniczka.
    Praca była na pewno warta efektu!
    Pozdrawiam

    • Kasia

      Powiem Ci, że to szycie właśnie mnie tej cierpliwości nauczyło. Bardzo się cieszę, że efekty mojej pracy budzą taki pozytywny odzew.
      Pozdrawiam serdecznie!

  • Szyję...bo kocham i potrafię

    Kasiu, historia rodem z horrorów ? teraz jakby ktoś miał wątpliwości, jesteś tego doskonałym przykładem, że „szycie to nie je bajka” ?
    Ja wiem, jak to jest, nawet wczoraj miałam sytuację, ze już myślałam rzucić w kąt. Wyciągnęłam płaszcz, który zaczęłam… hmm 3 lata temu? Co roku wieszałam go na przysłowiowych oczach żeby go skończyć, ale po jakimś czasie odwieszałam do szafy… bo brakowało mi czasu? albo chęci? Ale wczoraj pomyślałam, ze jednak może go uszyję, było w sumie niewiele, podszewka uszyta, płaszcz prawie też, wszyć tylko rękaw i zszyć do kupy podszewkę i płaszcz… o matulu co ja się naklęłam! Płaszcz po tych kilku latach okazał się być szeroki… chyba schudłam, rękaw wszywałam z pierdyliard razy, nijak mi się to nie chciało układać i nie wiem dlaczego! Koniec końców, dobrnęłam do końca, zrobiłam dwurzędówkę, rękaw w końcu leży jak trzeba, ale zszedł mi cały dzień i pół nocy ?
    Sukienka może i cukierkowa, ale czy jak ma się chrapkę na taką to nie można, mi się bardzo podoba, wyglądasz w niej ślicznie, bardzo dziewczęco.
    Pozdrawiam cieplutko

    • Kasia

      Takie historie uczą pokory, ale i są potwierdzeniem tego, że nauka szycia to długotrwały proces, i nie jest tak, że dochodzisz do pewnego momentu, a potem nie posuwasz się do przodu ani o krok. Cieszę się, że udało Ci się skończyć płaszcz, nawet jeśli droga do celu nie była usłana miękkim pluszem. Najważniejsze, że już nie zaprząta Ci kolejny rok głowy swoim niedokończeniem. Teraz możesz zajmować się innymi rzeczami, a płaszczem po prostu się cieszyć.
      Co zaś do sukienki to dziękuję Ci pięknie! Czasem właśnie tak mam, że mam ochotę po prostu uszyć coś innego niż zwykle. Gdybym czekała tylko na odpowiednie okazje, mogłabym się nie doczekać. A tak, odrobinę co najwyżej przesadzając, daję sobie szansę na realizację takich niecodziennych planów.

      Pozdrawiam cieplutko!

  • MariaG

    Kasiu, dopiero ostatnio odkryłam Twój blog i teraz nadrabiam chronologicznie od początku. Pięknie piszesz i pięknie szyjesz!
    Przy tej sukience przypomniała mi się niegdysiejsza przeprawa z firankami siostry. Piękny haftowany tiul, firanki na kilka okien. Jako szczęśliwa posiadaczka zwijacza miałam nadzieję na niczym niezmącony pęd po autostradzie szwów prostych, ale haft szybko zweryfikował te plany 😉 Ostatecznie postanowiłam wypruwać go w każdym miejscu kolidującym z gładkim zwinięciem i to było najlepsze (choć nienajszybsze) rozwiązanie. Na szczęście takie pięknoty z haftem wynagradzają włożony trud i potem czuje się tylko dumę z pokonania przeszkód.

    • Kasia

      Bardzo się cieszę, że do mnie trafiłaś i tak bacznie się rozglądasz. Mam nadzieję, że spędzisz tu ze mną miło czas.
      Wyobrażam sobie, co przeszłaś z tymi haftami i ile musiałaś się przy tym napracować. Swego czasu też miałam przygodę z wypruwaniem haftów i jeszcze wyciąganiem perełek z linii szycia. Koszmar to był jak z Hitchcocka. Co się napociłam, naprzeklinałam, to wiem tylko ja. Od tamtego czasu nie tknęłam koronek i haftów. Ale wiadomo – z czasem o złym się zapomina, więc niewykluczone, że się jeszcze z tą materią będę mierzyć A wtedy na pewno będę miała o czym pisać.
      Pozdrawiam serdecznie!

Skomentuj Szyję...bo kocham i potrafię Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *