Kopertowa bluzka i szorty, czyli zestaw w kolorach nadmorskich wakacji
Niewiele jest projektów wśród moich szyciowych dokonań, które planowałam z jakimś wyprzedzeniem, dojrzewałam do nich, a potem skrupulatnie według planu realizowałam. Spora część to jednak wynik dość spontanicznego działania, ewentualnie potrzeby chwili, szyta na bieżąco. Nie żebym nie obiecywała sobie, że będzie inaczej. No ale jednak z własną naturą trudno walczyć, łatwiej jednak ją zaakceptować i jakoś się w zgodzie z nią ułożyć. Są jednak na mojej liście takie rzeczy, o których z całą pewnością mogę powiedzieć, że zostały zaplanowane i wykonane według tego planu z iście zegarmistrzowską precyzją. I tutaj, moja miła czytelniczko, wkracza cała w prążki kopertowa bluzka, która mi się marzyła od czasu, kiedy przypięłam sobie pina z podobną inspiracją do swojej tablicy. Bo spodenki to akurat nie, te wyszły niejako w trakcie, ale o tym będzie za chwilę.
Bluzkę miałam zatem na swoim radarze od dawien dawna, ale że nie była to jakaś paląca potrzeba, to sobie czekała na dogodny dla siebie moment. Nie miałam odpowiedniej tkaniny, nie miałam odpowiedniej formy (liczyłam się nawet z tym, że ją sobie sama będę musiała wykreślić) i nie miałam jakiejś silnej motywacji. Ale w październiku minionego roku zostałam obdarowana idealną na ten projekt tkaniną przez cudowną szyciową koleżankę. Niegodziwością byłoby trzymać ją w szafie (nie koleżankę, tkaninę) i zwlekać z uszyciem bluzki nie wiadomo jeszcze ile. Ustaliłam więc sama ze sobą, że bluzka narodzi się latem anno domini 2023.
Bardzo nie chciało mi się robić konstrukcji zupełnie od zera, więc uznałam, że najlepszym wyjściem będzie przejrzeć najpierw moją burdową bibliotekę. Nie powiem, trochę się tych stron naprzewracałam, ale całkiem mi się to opłaciło, bo dotarłam wreszcie do roku 2004 i sukienki z odpowiednio skonstruowanym kopertowym przodem. Co prawda bez rękawów i bez wiązania, ale już mniej więcej wiedziałam, co będzie trzeba zrobić. Tak bardzo drżałam o efekt końcowy, że nim przystąpiłam do szycia właściwego, uszyłam trzy wersje próbne, żeby wszystko na pewno było idealnie. Całe szczęście okazało się, że tkanina jest dwustronna, bo bardzo zależało mi na tym, żeby prążki układały się symetrycznie. Nieważne, że na pierwszy rzut oka i z daleka widać tylko błękit – się uparłam i koniec. Dopiero przy krojeniu pleców odpuściłam, bo te prążki nie były utkane pod kątem 45 stopni i nijak się sensownie nie chciało mi to ułożyć, a i szwu na środku pleców też nie chciałam. No i mąż mi szeptał, że to już zakrawa o jakiś absurd, żeby się tyle nad tym głowić, więc go posłuchałam i skroiłam tył według nitki prostej. Tym razem uznaję, że miał rację, a swoich pleców to ja i tak nie oglądam.
Samo szycie po tak szczegółowym przygotowaniu formy poszło już błyskawicznie. Zresztą zwykle tak to bywa, że samego szycia w całym procesie powstawania ubrania jest stosunkowo niedużo. Tu szczególnej uwagi wymagało odszycie dekoltu po skosie, tak żeby nie rozciągnąć brzegów, reszta w zasadzie była już wykańczaniem. Do ostatniej chwili zastanawiałam się, jak mają wyglądać rękawy (został mi zapas materiału, żeby w razie potrzeby skroić inne), ale spodobały mi się takie lekko rozszerzane (choć z niewykończonym dołem jeszcze fajniej się układały), więc postanowiłam, że na razie uszyję bluzkę z takimi luźniejszymi, skoro cała reszta jest tak mocno dopasowana. I kiedy wreszcie uszyłam bluzkę i obcięłam ostatnie niteczki, do głowy przyszła mi taka myśl, że byłoby jej tak ładnie w zestawie z białymi szortami…
Tyle że do szycia szortów to ja w ogóle nie byłam przygotowana. Wszystkiego białego, co miałam, było za mało, a tego co było więcej, okazało się być za prześwitująco. Formę jedynie miałam, ale bez materiału to i tak za wiele się nie zdziała. Zdeterminowana więc, by zdążyć z tym szyciem przed wyjazdem na wakacje, udałam się do sklepu z materiałami w nadziei, że znajdę tam to, czego szukam. I tak jak przeglądałam Burdy w poszukiwaniu formy na bluzkę kopertową numer po numerze, tak samo przeglądałam materiały w sklepie belka po belce, aż wreszcie znalazłam idealną mieszankę bawełniano-wiskozową o strukturalnym splocie. Nieprześwitującą do tego, a przewiewną. Święty Graal wśród białych tkanin (naprawdę trudno jest znaleźć dobrej jakości białą tkaninę o naturalnym składzie na spodnie). Dobrałam jeszcze cienkiej satyny bawełnianej w cielistym kolorze na worki kieszeni i zadowolona z zakupów udałam się do domu. Spodnie po drobnych modyfikacjach formy uszyłam sprawnie, bo się natrzaskałam ostatnimi czasy tych rozporków tyle, że już wreszcie szyję je na pamięć.
Taki mi więc ten wakacyjny zestaw w kolorze nadmorskiego nieba z mewami na jego tle wyszedł. Całkiem dobrze się złożyło, że nam się wyjazd nad morze przy tym trafił i jeszcze z nie najgorszą pogodą, bo mogłam sobie w nim dumie paradować, wkomponowując się subtelnie w otoczenie. To był bardzo dobry pomysł, żeby sobie taki komplet uszyć. I żeby zabrać go ze sobą, choć początkowe prognozy nie były aż tak obiecujące jak moje nadzieje.
Metryczka:
- Bluzka
- Model: Burda 12/2004 model 108
- Rozmiar: 38
- Tkanina: miękka tkanina bawełniana w prążki o diagonalnym splocie
- Modyfikacje: do uszycia bluzki wykorzystałam formę sukienki z kopertową górą, która składała się z dwóch warstw materiału – drapowanego tiulowego wierzchu i spodu ułożonego w zakładki. Za bazę do dalszych modyfikacji posłużył mi spód. Wydłużyłam go do linii talii, zaś linię dekoltu skróciłam o ok. 2 cm, powiększając jednocześnie głębokość zakładek, tak żeby dekolt nie rozchodził się na biuście. Następnie po ustaleniu głębokości zakładek ścięłam przód od ich strony, zwężając go w tym miejscu o 5 cm (nie chciałam, żeby wiązanie było doszywane na linii szwu bocznego, tylko jeszcze wciąż z przodu). Dopiero wówczas zmierzyłam krawędź i ustaliłam szerokość szarf do wiązania. Bluzka nie ma dziury na boku (choć taki wariant rozważałam) do przełożenia szarfy, ponieważ jest na tyle krótka, a szarfy dość szerokie, że mogłaby się nieładnie rozchodzić w tym miejscu. Wiązanie jest zatem motane poniżej bluzki. Rękaw i podkrój pachy „ukradłam” natomiast z któregoś szablonu papavero, skróciłam go, a później poszerzyłam trochę w dole, żeby uzyskać taki niezobowiązujący kształt.
- Spodnie
- Model: Burda 8/2014 model 110
- Rozmiar: 38
- Tkanina: mieszanka bawełniano-wiskozowa kupiona stacjonarnie, 1,1 m i kawałek cieńszej satyny bawełnianej w cielistym kolorze na worki kieszeni
- Modyfikacje: z bazowej formy usunęłam wywijane listwy, spodenki przedłużyłam o 1,5 cm, zmniejszyłam nieznacznie szerokość zakładek na przodzie (o jakieś 5-7 mm), a potem jeszcze zwęziłam nogawki w sumie o 4 cm.
Jeden komentarz
Monika
Szałowy zestaw,nie mogę się napatrzeć,jesteś mistrzynią szycia,wirtuozem po prostu????????????