DAMSKIE

Kwiecień – miesiąc mikrokatastrof i wielkich odkryć

Zaniedbałam się okrutnie! Szyciowo i życiowo, czyli kompleksowo. U niektórych nieszczęścia chodzą parami, u mnie dywizjami. Choć zaczęło się niewinnie…

Zobaczywszy u siostry odjazdową pościel, koniecznie zapragnęłam kupić sobie podobną. Oprócz podobnej zamówiłam jeszcze taką-inną-też-ładną. Kiedy odebrałam przesyłkę, zieloną wrzuciłam do prania z zielonymi, a biało-szaro-różową z białymi. Białe były koszulki Micha, koszula oraz bluza Misiaka. Zielone pranie wyjęłam zielone, a białe wyszło różowe. Biało-szaro-różowe pozostało bez zmian.

Pochorowało mi się towarzystwo. Najpierw zaniemógł Młody. Potem Stary położył się do łóżka i rozpoczął proces umierania.  Straciłam wówczas fotografa (a chciałam robić zdjęcia w weekend). Kiedy Młody przestał jeść, straciłam też resztki czasu wolnego, przeznaczając go na kulinarne akrobacje w celu odnalezienia potrawy, którą zechce jednak zjeść. W międzyczasie pracowałam, ogarniałam chaos oraz powoli opadałam z sił.

Przed weekendem zdecydowałam, że czas pokazać Młodego lekarzowi. W drodze licytacji ze Starym (kto jest chorszy) przegrałam, więc udałam się z Młodym do znachora. Młody, okazując zachwyt, wył jakąś godzinę, czym wykończył mnie skutecznie. Przestał, kiedy wyjeżdżając z miejsca parkingowego, walnęłam w słupek. Powiedział: „Mama bum” i więcej się nie odezwał.

Ale we wtorek nastąpił wreszcie przełom, a w środę zaświeciło słońce ;). Wracając z pracy, postanowiłam zajść do pasmanterii, w której mnie jeszcze nie było, po zamek kryty, który myślałam, że mam, a nie miałam. Weszłam do pasażu, zaszłam do pasmanterii, kupiłam i wyszłam. Jak wyszłam, mym oczom ukazał się sklep z tkaninami. Wpadłam po uszy. Chodziłam, macałam, oglądałam i pytałam. A że pani była uprzejma, to się wcale nie spieszyłam. Kupiłam na razie tylko jedną szmatkę. O, taką: DSC01191

Mój poziom endorfin sięgnął zenitu, kiedy po drugiej stronie ulicy oczom mym ukazał się kolejny sklep z materiałami. Odnalazłam moje eldorado! Czasu niestety miałam już niewiele, więc zrobiłam tylko szybkie rozeznanie, porozmawiałam sobie z panią i podjęłam decyzję: Jeszcze tu wrócę! W przyszłym tygodniu i w następnych też. Na moje szczęście okazało się, że w Warszawie są sklepy z materiałami – dobrze zaopatrzone i z przyzwoitymi cenami. I to w dodatku na trasie praca–dom :).

Na zakończenie zdradzę, że miłością wielką i czystą pokochałam zestaw, który nabyłam jakiś czas temu w celu szycia patchworku. Co prawda nic takiego jeszcze nie uszyłam, ale matę, nożyk i linijkę zaczęłam eksploatować zawzięcie. Te cuda techniki wykorzystałam między innymi do przerabiania starych ubrań na całkiem nowe. Ot, choćby dzisiaj, zyskałam dwie pary szortów i jedną spódniczkę.

Te miały dziurę wyszarpaną przez zamek w kozakach.

Te – wąsate nogawki. DSC01188(Chciałam sobie takie kupić, ale jak zobaczyłam w sieciówkach ceny zaczynające się od 65 zł, to już mi się odechciało).

A ta darowana mi spódnica miała nie moją długość, więc ją zmieniłam i dodałam kieszonki.

Na dzisiaj to by było na tyle, a od jutra wracam do porządnego blogowania i szycia 🙂

Brak komentarzy

  • Mitania

    Juhu ! Wróciłaś ! Jakże się cieszę : ))). Przykro mi za to z powodu tego pasma nieszczęść,ale to i tak dobrze,że to tylko pasmo,a nie cała pasmanteria nieszczęść ; ). Najważniejsze,że idzie ku lepszemu : ). Świetne przeróbki i jestem ciekawa co powstanie z nowej tkaninki : ). Szczęściara z Ciebie,że masz w zasięgu ręki takie sklepy,ja mogę sobie pomarzyć. Najbliższy mam 23km od domu a i to niekoniecznie. Chyba bym musiała sama otworzyć sklep z tkaninami i he,he jeszcze sama musiałabym sobie w nim kupować ; ). Buziaki : )*

    • Kasia

      O widzisz, ja przed chwilą byłam u Ciebie 🙂
      Te nieszczęścia to na szczęście drobnostki, więc już o nich właściwie zapomniałam. Głowę już sobie zaprzątam planami na najbliższe szycie 🙂 Nie miałam pojęcia, że mam takie sklepy w zasięgu, dopóki nie zboczyłam lekko ze swojej zwyczajowej trasy. A poruszam się nią blisko 5 lat! Jak to jednak człowiek działa według schematu… Wielka szkoda, że nie masz takiego sklepu w zasięgu. To jednak bardzo przyjemne uczucie móc sobie pomacać i pogłaskać szmatki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *