Mini plecaki pełne uroku
Można by powiedzieć, że ostatnio działam nad wyraz chaotycznie. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że impulsywnie. W każdym razie niezależnie od tego, co ostatecznie ustalimy (albo i nie, bo czy to w ogóle komuś potrzebne), skutek jest taki, że o ile tu, na blogu, nawet nie bardzo ktokolwiek coś zauważy – w końcu ile osób śledzi na zdjęciach stopień zazielenienia się drzew oraz trawy czy innych oznak wiosny i ustala ich chronologię – o tyle w mediach społecznościowych, a w zasadzie na IG, miotam się przeokrutnie. Bo plany mam, oj mam, takie ambitne mam, nawet z mozołem próbuję je realizować, wiesz – jakieś filmiki, rolki tak zwane, coś, co mi rozrusza ten cały mój szyciowy kramik, a z drugiej strony za kulisami ostatnio działo mi się sporo i jakoś mi się to wszystko rozjeżdża. To znaczy gnają mnie te nowe rzeczy, a te starsze… no co mają zrobić? Leżą albo dają się używać, ale wciąż czekają na internetowy splendor.
Nie mogło być jednak inaczej, skoro zupełnie niespodziewanie, nie zastanawiając się wcale, czy aby na pewno podołam, zgłosiłam się na ochotniczkę do przetestowania nowego szablonu. Ale, ale – tym razem nie chodziło o ciuszki, a o śliczny mały plecaczek. Choć mogło pójść różnie, w końcu szycie akcesoriów to dla mnie wciąż świeża sprawa, zaufałam intuicji i profesjonalizmowi autorki. I to był bardzo dobry ruch!
Jako kochająca swojego bąbelka mama postanowiłam sprytnie podejść do tematu, to znaczy wykorzystałam to jako pretekst, żeby najpierw uszyć plecak dziecku, ale dla pewności nic mu wcześniej nie mówiłam. Pomyślałam sobie po prostu, że jak się gdzieś wyłożę, to jemu smutno nie będzie, jak babola trzasnę jakiegoś, to raczej nie zauważy, a jak się uda, to będę super mamą, co uszyła dziecku kozacki plecaczek. Takiej taktyki nie powstydziłby się Napoleon. Serio. No więc uznałam, że skoro mam się mierzyć z czymś dla mnie zupełnie nowym i nieznanym, podejdę do tego jak do gotowania czegoś zupełnie nowego – dokładnie według instrukcji, z użyciem wyłącznie wskazanych składników (no dobra, jedno małe odstępstwo było z powodu sklepowych braków). Przygotowałam się bardzo skrupulatnie, ze trzy razy przeczytałam instrukcję (choć i tak niewiele z niej kumałam na sucho) i ruszyłam z kopyta. Choć obaw kilka miałam, okazało się, że nie jest to szycie takie trudne, choć wymagające na pewno. Pod koniec paluszki bolały, w stawach trzeszczały i bardzo marzyły o przerwie. Ja sama zaś dla odmiany z rozrzewnieniem myślałam o tym, jak dobrze jest to opracowany wykrój, jak solidna i szczegółowa instrukcja, a przede wszystkim, jak łebska jest Gosia, że to w ogóle swoim umysłem ogarnęła i złożyła najpierw do kupy. Siebie też po głowie pogłaskałam za dokładne wycięcie wszystkich elementów i działanie zgodnie z instrukcją. Skończywszy bowiem szyć ten plecaczek bez większych przygód, pozazdrościłam dziecku, a potem postanowiłam rzucić się na głębszą wodę.
Takiej pewności nabrałam, taką sprawczość poczułam, że pomyślałam sobie, a niech tam, sobie uszyję taki bardziej fancy-elegancy, z ekoskóry lekko błyszczącej, ze srebrnym suwaczkiem. Coś w sam raz dla sroczki. To nic, że to o trzy poziomy trudniejsze i wyłożyć się można koncertowo. Że jak się ręka omsknie, to już krzywo zostanie. Kto nie szyje, ten nie ma plecaczka. Ochoczo więc przystąpiłam do tworzenia, a że nadal szło mi nad wyraz sprawnie, ubzdurałam sobie, że tę jasną kieszonkę wykończę kontrastowo – śliwkowymi nićmi. I tu czekała już na mnie lekcja pokory. Zaszewki dały się jeszcze ozdobić jako tako, ale przyszywanie zamka po łuku to poszło mi już zygzakiem. No nie do końca tak planowałam. Wyszło jednak, jak wyszło. Gdybym zaś dalej była tak zawzięta jak kiedyś, to pewnie doszłabym do wniosku, że najlepiej to wypruć, a potem szyć po śladach wkłuć różową nitką, najprawdopodobniej kręcąc ręcznie kołem zamachowym (rety, zmęczyłam się na samo wyobrażenie tego). Nadal byłoby tak średnio równo, ale chociaż mniej widocznie. Na szczęście mi przeszło i tylko sobie o tym pomyślałam. Plecak wykończyłam, po czym zaplanowałam z dumą prezentować go światu.
Metryczka
- Szablon na plecak (w rozmiarze S oraz M) pochodzi ze sklepu ardentedesign.pl
- Materiały:
- Plecak dziecięcy – tkanina tapicerska (szara) oraz wodoodporna (piłki) i podszewka wiskozowa (za delikatna – nie polecam); jako wzmocnienie pianka 3 mm z warstwą kleju; dodatki kaletnicze wskazane w instrukcji poza ramkami do szelek, których nie było na stanie – wykorzystałam patent z trójkącikami, w które wszyłam szelki, podejrzany przy innym dziecięcym plecaku; dodatkowo wypustka odblaskowa wszyta przy zamku w małej kieszeni
- Plecak damski – ekoskóra oraz podszewka żakardowa (wiskozowo-poliestrowa, nieco stabilniejsza niż ta w szarym plecaku); jako wzmocnienie pianka 3 mm z warstwą kleju; dodatki kaletnicze wskazane w instrukcji, przy czym plastikowe regulatory zastąpiłam metalowymi
- Wnioski: plecak z tkaniny tapicerskiej czy wodoodpornej szyje się znacznie łatwiej, dużo prostsze jest też manewrowanie tkaniną, plecak z ekoskóry natomiast jest lepszy w trzymaniu zgrabnej formy, nawet jeśli nie jest wypełniony