bluzki/koszule,  DAMSKIE,  spodnie

Najprawdziwsze jeansy w towarzystwie uroczej różowej bluzki

Nie żebym jakoś specjalnie do tego dążyła, nie żeby to akurat było moim głównym celem, do którego miało mnie zaprowadzić szycie sobie ubrań, ale tak się złożyło, czy też tak sobie tę swoją drogę tymi wszystkimi ściegami wystukałam na maszynie, że dotarłam do punktu, w którym śmiało mogę rzec, że jestem absolutnie samowystarczalna, jeśli chodzi o szycie sobie odzienia wszelakiego. Tylko skarpetki są już w tej chwili poza moim zasięgiem, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. W każdym razie jeszcze do niedawna powtarzałam, że do sklepu może mnie co najwyżej zagnać pilna potrzeba kupienia sobie jeansów. No właśnie, do niedawna. Jak się bowiem okazało, idealne spodnie jeansowe mam już teraz na wyciągnięcie ręki, a to za sprawą idealnie skonstruowanej, jakby na moje potrzeby, formy, którą kupiłam sobie w promocji na zasadzie, a niech tam, sprawdzę, może co z tego sensownego wyjdzie. Do tego dokupiłam kupon materiału i w sprzyjających okolicznościach zabrałam się za szycie. No i kurczę – wyszło!

Żeby jednak nie było, że tak siadłam, pykłam i bum, oto gotowe spodnie, to nieco wątek szycia rozwinę. Zanim bowiem zabrałam się za szycie, miałam nieco dumania nad wyborem rozmiaru i ewentualnymi korektami formy. Prawdę mówiąc, szyć wersji próbnej za bardzo mi się nie chciało, bo i niecierpliwość mną targała, i ograniczony czas także. Usiadłam sobie więc z tabelką rozmiarów, z posiadanymi spodniami jeansowymi i centymetrem krawieckim, pomierzyłam tu i ówdzie oraz dokonałam stosownej analizy. No i wyszło mi, że tutaj to najlepiej będzie skorzystać z dwóch rozmiarów (moje wymiary to: obwód pasa – 72 cm, obwód bioder – 99 cm i obwód bioder w najszerszym punkcie – 101 cm), ponieważ chciałam, żeby spodnie były dopasowane, ale nie opięte jak choćby w przypadku rurek. Wybrałam więc rozmiar 38 jako podstawę i poszerzyłam formę w biodrach do rozmiaru 40. Z uwagi na dość pełne i obłe tyły podniosłam również podkrój tyłu o 1 cm, ale ten zabieg akurat okazał się niepotrzebny. Ponieważ miał to być klasyczny krój o prostej nogawce, wybrałam jej najdłuższy wariant, czyli na 175 cm (ja mam 172 albo 174 cm – nigdy nie pamiętam, ale to na pewno któraś z tych wartości). A później to już było krojenie i szycie. I o ile krojenie poszło raz-dwa, o tyle z szyciem to już było więcej zabawy. To ciągła żonglerka nićmi (zszywałam zwykłymi, stębnowałam tymi do jeansu), to gimnastyka z rozporkiem, żeby wyszedł jak należy, bo jak wiadomo, rozporek to jest to miejsce, które wywołuje kołatanie serca, zimne poty i drżenie rąk. I jeszcze te warstwy jeansu. Dużo warstw, które stawiały opór. Ale parłam naprzód, nie oglądając się za siebie, i z każdą czynnością byłam coraz bliżej końca. A kiedy tam dotarłam, mój entuzjazm eksplodował. Spodnie okazały się być dokładnie takimi, jakie lubię i jakich zwykle szukałam w sklepach – z wyższym stanem, nieuciskające i niespłaszczające tyłów, z prostą nogawką i bez tych wszystkich przetarć, dziur i innych zdobień (jestem jeansową konserwatystką). Święty Graal wśród jeansowych gaci. W głowie od razu narodził się plan szycia kolejnych par, tylko jeszcze nie miałam koncepcji, jakich dokładnie. Niebawem wszystko miało się wyklarować, ale o tym następnym razem.

Z bluzką natomiast sprawa miała się tak, że zaplanowałam sobie w styczniu uzupełnienie bluzkowej bazy w nieco szerszym zakresie. Przygotowałam sobie stosik wybranych do uszycia modeli i konsekwentnie realizowałam plan. Zależało mi też na tym, żeby zacząć wreszcie uszczuplać materiałowe zapasy, bo raz że natury chomika jednak nie mam, a dwa – zbyt długie zaleganie materiałów w szafie wcale im nie służy. Z tego wszystkiego narodził się pomysł, żeby spróbować w tym roku kupować ich jak najmniej, a może w ogóle spróbować się obyć bez nowości. Twardych warunków nie zamierzam sobie narzucać, bo materiał na strój Harry’ego Pottera jednak w styczniu kupiłam, ale będę sobie kibicować i cieszyć się z każdego miesiąca, w którym powstrzymam się od zakupów.

Wrócę jednak do tej różowej bluzki. Przeglądając własną szafę i zastanawiając się nad własnymi potrzebami, doszłam do wniosku, że za mało mam bluzek z długim rękawem. Zwykle wybieram krótki albo taki za łokieć, a z tymi długimi to jakoś tak u mnie na bakier. A potem okazuje się, że jednak nadgarstki marzną, sama kurtka czy płaszcz na taką rękę z niepełnej długości rękawem to trochę za mało, ale jak coś dodatkowego czasem zarzucić, to znowu za ciepło. To uznałam, że nie zaszkodzi uszyć sobie czegoś w sam raz. I tu wybór padł na tę uroczą bluzkę z kołnierzykiem bebe i całkiem nieoczywistymi rękawami. To właśnie detale przyciągnęły moją uwagę i zachęciły do wyboru tego fasonu. Różowy materiał miałam już od dawna w szafie i wciąż brakowało mi pomysłu na jego wykorzystanie. Uznałam, że w przypadku tej bluzki sprawdzi się idealnie. Samo krojenie i szycie było już czystą przyjemnością, ponieważ model nie wymagał żadnych poprawek.

I tak zrodził się czy też uszył mi się ten bardzo wygodny zestaw.

PS Bystre oko zauważy, że zdjęcia, choć ciągle z chałupy, to jednak z dwóch podejść się tu wymieszały. Te pierwsze mało udane były, stąd powtórka. W międzyczasie zaopatrzyłam się w praskę kaletniczą, a moje jeansy zaopatrzyłam w prawdziwe nity, bo one były tego warte. Co wiązało się z tym, że musiałam przesunąć szlufki z przodu, bo nie wiedzieć czemu, naszyłam je na krawędzie kieszeni. Ale odpruwałam je z radością i podekscytowaniem. No i są – spodnie full profeska, że mucha nie siada!

Metryczka:

Spodnie

Bluzka

  • Model: Burda Style 1/2021 model 106
  • Rozmiar: 38
  • Materiał: tkanina bawełniana średniej grubości kupiona stacjonarnie, delikatnie pracująca po długości

4 komentarze

  • MariaG

    Świetne te dżinsy! Z okuciami to już w ogóle full profeska. Ja wiem, że kurs i instrukcje, ale wykonanie jest perfekcyjne i bardzo zachęcające do samodzielnego szycia dżinsów. Po co się dostosowywać do masowej produkcji, kiedy można spodnie dopasować do siebie? Do tego bardzo ładna bluzka, która do Ciebie idealnie pasuje.
    A skarpetki to jedna z prostszych i szybszych rzeczy w dziewiarstwie. Tzn. zależy od konstrukcji i wzorów, ale można dziergnąć coś podstawowego (czyli typowe „vanilla socks”) i potem eksperymentować z coraz bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami. Polecam instruktaże skarpetkowe Intensywnie Kreatywnej na YT na początek. Na ravelry też jest sporo prostych wzorów, na których można się uczyć (płatnych i bezpłatnych). Wiem, że namawiam do złego ;), ale mimo wszystko zachęcam, bo dziewiarstwo z szyciem świetnie się uzupełniają 🙂

    • Kasia

      Dziękuję, Mario! Teraz już tylko środek może zdradzić, że to nie spodnie szyte w szwalni, a w domowym zaciszu. I to nie dlatego, że czegoś im brakuje albo wewnątrz wydarzyła się jakaś krawiecka katastrofa, tylko brak tam tego charakterystycznego dla jeansów szwu łańcuszkowego czy jak mu tam. Ale za to nogawki się nie skręcają i spodnie z tyłka nie zjeżdżają, cisnąc jednocześnie w udach. Tak, zdecydowanie warto umieć dopasować odzież do właśnych potrzeb, a nie odwrotnie. Szycie zdecydowanie uwalnia ciało. I umysł 😉
      Ooo, a do dziewiarstwa to Ty mnie nie musisz zachęcać. Na swoim koncie mam już kilka prób, choć najwięcej to u mnie słomianego zapału. Za długo czeka się na efekt. Albo ja za długo te oczka przerzucam. Ale z tymi skarpetkami to się pewnie kiedyś w końcu zmierzę.

      • MariaG

        Czyli masz klasyczny zespół twórczych rąk 😉 Faktycznie, niektóre rodzaje rękodzieła muszą chwilę odczekać. Ja mam w planach bardzo długofalowych duże krosna podłogowe, bo wiem, że na razie za nic czasu i miejsca na nie nie wygospodaruję 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *