bluzki/koszule,  DAMSKIE

Pasiasta klątwa

Nie należę do grona osób przesądnych. To znaczy zdarza się, że miewam jakieś prorocze sny i wtedy wiem, że przed przeznaczeniem nie ucieknę. Czarne koty jednak, drabiny, kominiarze oraz cała reszta, której nawet nie jestem świadoma, zupełnie mnie natomiast nie biorą, nawet nie do końca pamiętam bowiem, co z czym trzeba połączyć, żeby zaklęcie działało (albo i nie). Tylko że czasem jakieś takie uciążliwe drobnostki się zdarzą, przylgną do jednego wybranego szczegółu, że zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno czegoś nieświadomie nie pomieszałam, uroku nie rzuciłam i będę się musiała mierzyć ze skutkami tegoż. Nie no, dobra, aż tak daleko to się może nie zapędzam, ale czasem trudno nie odnieść wrażenia, że wszechświat jednak mi nie sprzyja albo chociaż podstawia nogę, żeby zbyt gładko mi nie poszło.

Być może kojarzysz bluzkę w pasy, która się kiedyś przy okazji innego wpisu u mnie pojawiła. Tamtej nie uszyłam, a kupiłam ją w sieciówce, lecz wszystko, co się w związku z nią wydarzyło, nieuchronnie miało doprowadzić mnie do uszycia niemalże takiej samej, tylko lepszej. To nie przechwałki, to smutna konstatacja jakości masowo produkowanej odzieży. Otóż podczas zakupów, przymierzając bluzkę w swoim rozmiarze, tyle że inny egzemplarz, spostrzegłam, że karczek w ogóle nie trzymał nitki prostej. Tak, tak bardzo regularny i kontrastowy wzór był ucięty i wszyty byle jak, bez najmniejszej staranności. Tak bardzo zafiksowałam się na tym elemencie, że kiedy znalazłam i przymierzyłam inną bluzkę z przyzwoicie odszytym karczkiem, zdecydowałam się ją kupić. W domu zaś dopiero po jakimś czasie i przy okazji prasowania spostrzegłam, że o ile karczek jest spoko, to dla odmiany kołnierzyk został spierniczony i z podobną „finezją” wycięty oraz wszyty do bluzki. Na zwrot było już jednak za późno, nosiłam ją więc taką, starając się nie zwracać uwagi na mankamenty.

Los jednak (albo jakaś inna siła, a może nawet moja podświadomość), nie radził sobie widocznie dość dobrze z tym kołnierzykiem, bo któregoś razu zapomniałam zmniejszyć temperaturę żelazka i przypaliłam rękaw pasiastej bluzki. Nie powiem, mimo wszystko było mi jej szkoda, postanowiłam więc ją ratować. Odprułam rękawy i odszyłam podkroje pach, postanawiając jednocześnie, że taką bluzkę z rękawami to ja sobie sama uszyję.

I tu można by pomyśleć, że wręcz przeciwnie do postawionej przeze mnie tezy los okazał się łaskawy, bo dość szybko udało mi się znaleźć odpowiednią tkaninę, by swoje postanowienie zrealizować. Kupiłam jej tyle, ile uznałam za stosowne, zdekatyzowałam i odłożyłam na bok do czasu, aż znajdę szablon na bluzkę podobną do tego pasiastego modelu. Ten, jak się nietrudno domyślić, w końcu znalazłam. A skoro znalazłam, to ochoczo przystąpiłam do szycia. Tylko że ochota mi dość szybko minęła, bo okazało się, że moja maszyna kompletnie nie chciała współpracować przy zszywaniu granatowych pasów. Przepuszczała na potęgę i na nic zdała się wymiana igieł, czyszczenie, zmiany naprężeń i w ogóle wszystkie te cuda na kiju, które przy niej wyczyniałam. Skończyło się tak, że szyłam tę bluzkę jak za starych dobrych czasów, czyli korzystając z siły własnych mięśni i niewyczerpanych pokładów cierpliwości, znaczy się kręcąc ręcznie i z wyczuciem kołem zamachowym i pilnując, by nitki wiązały się przy każdym wkłuciu. To wtedy zapadła decyzja, że przy najbliższej możliwej okazji kupuję nową maszynę, bo ta już wystarczająco długo mi służyła i czas ją wreszcie wysłać na emeryturę (albo dać dziecku do nauki, może co z tego w przyszłości będzie).

A co z bluzką? No na szczęście ta to mi wynagrodziła wszystkie trudy związane z jej szyciem. Teraz sobie myślę, że całe szczęście, że miała tak mało elementów (brak karczka, zaszewek, oddzielnej listwy na zapięcie), bo chyba nerwowo bym tego nie zniosła. A już pomijając moje trudy i znoje, taką rzecz znacznie szybciej i łatwiej się szyje, więc to bardzo dobry model na spróbowanie się z bluzkami z kołnierzykiem, jeśli ktoś jeszcze nie miał przyjemności. Ja zamierzam zafundować ją sobie jeszcze raz, tym razem z innej tkaniny i na nowej maszynie. I mam nadzieję, że moje nieprzygody z paskami wreszcie definitywnie się skończyły.

Metryczka:

  • Wykrój: bluzka z kołnierzykiem od Szycia Przeszycia
  • Rozmiar: 38
  • Materiał: tkanina bawełniana kupiona stacjonarnie

4 komentarze

  • Szwaczka_pl

    Umiesz budować napięcie 🙂 Piękna ta koszula. Myślisz, że nowicjusz, taki jak ja, może się z nią zmierzyć. Nie szyłam kołnierzyków, stójek, listwy na guziki… Bardzo mi się Twoja wersja podoba. Na pewno nie zaryzykuję pasków i ich pasowani. Tak pięknie jak Ty, to ja nie umiem jeszcze. Świetne zdjęcia!

    • Kasia

      Staram się, żeby było ciekawie nie tylko na zdjęciach ?.
      Myślę sobie, Gosiu, że wcale taką nowicjuszką nie jesteś i bez problemu poradzisz sobie z tą albo inną bluzką. Listwa na guziki to jak podłożenie dołu w sukience na dwa razy, a kołnierzyk czy stójka wymagają jedynie szycia bez pośpiechu i dokładnego prasowania. Wszystko jest do ogarnięcia i kiedyś trzeba w końcu spróbować.
      Bardzo się cieszę, że bluzka Ci się spodobała. I zdjęcia też. Robienie ich sobie samej to jednak niezłe wyzwanie.

  • Szyję...bo kocham i potrafię

    Wiesz co Kasiu, ta koszula w paski jest najpiękniejsza jaką ostatnio widziałam. Nawet te z Zary mogą się schować, chociaż nie ukrywam, co by nie mówić mają świetnych projektantów.
    Jestem zachwycona na maxa i mimo, ze moja będzie podoba, bo niestety nie mogę nijak jej odpuścić, kiedy człowiek z premedytacja wybiera tkaninę na taką koszulę, nie może teraz zarzucić pomysłu 😀
    Moje paski są troszkę inne, więc to mnie ratuje przed plagiatem .
    Nieustajaco podziwiam, piękna ?

    • Kasia

      Ale mi napisałaś! Aż mi się serce miodem, ciepełkiem i pluszem napełniło ?. Dziękuję Ci pięknie.
      Nie odpuszczaj swojej koszuli, choćby miała być taka jak i moja, jako i ja nie odpuszczę sobie uszycia sukienki zainspirowanej Twoją. O!
      Serdeczności!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *