Moje piękności
Urgh!!! Okrzyk wywołany zmęczeniem, ale też podszyty lekką satysfakcją, wydobył się z głębi mnie, kiedy przycięłam ostatnią nitkę mojej pięknej nowej sukienki. Okrzyk był głośny i donośny, bo się z moją piękną nową sukienką nagimnastykowałam. Postanowiłam poświęcić na nią kawał żakardu, który leżakował od roku w moim materiałowym składzie. Nie robił tego z własnej woli – to ja patrząc na niego z namaszczeniem za każdym razem, kiedy zastanawiałam się, co i z czego uszyć, omijałam go jednocześnie szerokim łukiem, kiedy zapadały ostateczne wybory. Ciągle nie czułam się gotowa, by jednym albo kilkoma ciachnięciami tak po prostu przerobić go na kawałki. Gdy tak kolejny raz trwałam w niemym zachwycie, Michu stwierdził, że materiał owszem ładny, nawet bardzo, a najbardziej na zasłony. A tak w ogóle to może bym wreszcie coś niego uszyła, bo jednak bardziej na tym skorzystam. Trudno mi było dyskutować z oczywistością, zabrałam się więc za wertowanie wykrojów. Wybór padł na model 111 z tegorocznej wrześniowej Burdy.
Uff, na chwilę odetchnęłam z ulgą, bo klamka wreszcie zapadła. A potem przygotowałam wykrój, na nowo się zapowietrzyłam i zabrałam się do cięcia. Poszło sprawnie. Cięłam tak, żeby zostało materiału na kieszenie, których Burda nie przewidziała. Ja przewiduję i jak ich nie ma, to dodaję, bo rozmaite skarby czasem trzeba gdzieś upychać. Skoro dodałam kieszenie, musiałam pomyśleć o zmianie miejsca wszycia zamka błyskawicznego. Pomyślałam i zakupiłam dłuższy zamek, by na plecach go umieścić. Na tym niestety pasmo sukcesów zaczęło się rwać.
Patrząc na wykrój, pomyślałam sobie, że raczej nie chcę popiersiem świecić, więc u mnie rozcięcie na dekolcie będzie mniejsze. Skróciłam w związku z tym odszycie przodu jeszcze na etapie wycinania formy z materiału i byłam z siebie bardzo zadowolona. Poziom zadowolenia jednak drastycznie mi się obniżył, kiedy okazało się, że po zszyciu sukienka się ciągnie na klacie. Urgh… Projektant jednak wiedział, co robi. Musiałam to zrobić i ja.
Później szyło mi się już znacznie lepiej. Szyłam i podziwiałam. Zgrzytałam też czasem zębami. Materiał był piękny, ale okazał się trudny we współżyciu jak teściowa z dowcipów. Za Chiny Ludowe nie mogłam rozprasować szwów. Pod wpływem ciepła z żelazka materiał miękł i nawet współpracował, ale gdy tylko wystygł, szwy znów wyglądały jak nietknięte. Ostatecznie odważyłam się je musnąć z prawej strony i jako taki dzięki temu efekt osiągnęłam.
Sukienka prezentowała się już całkiem nieźle. Zostały tylko dodatki. Trochę nieszczęsne, jak się okazało. Mankiety całkiem się udały, kołnierzyk też. Tylko że jak kroiłam kołnierzyk, to zapomniałam dodać mu paru centymetrów, które należało dodać, uwzględniając miejsce wszycia zamka. Uszyłam więc piękny za krótki kołnierzyk. Na dłuższy brakło mi popeliny. W zastępstwie uszyłam go z płótna, bo chciałam coś wreszcie skończyć. (Zastępstwo jest czasowe, zamierzam uszyć jeszcze jeden, właściwy, kołnierzyk).
Po przyszyciu tryliarda zatrzasek, co zajęło mi dwa popołudnia, i obcięciu ostatniej nitki wydobyło się ze mnie urgh…
Ps. Zrobiłam sobie dziś (10 listopada) zdjęcia. Niniejszym załączam.
Wersja 1. Grzeczna pensjonarka
Wersja 2. Mniej grzeczna, ale nie taka znowu najgorsza 😉
Brak komentarzy
Klara
…ależ, mimo okrzyków i poprawek, udała Ci się ta sukienka! Jestem zdecydowanie za wersją z kołnierzykiem, bo bardzo ładnie kontrastuje jego prostota z bogactwem materiału sukienki. A ten kolor głównej tkaniny… ehh.
Kitka
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Te okrzyki to głównie dlatego, że bardzo nie chciałam zepsuć takiego pięknego materiału. Na szczęście się udało.
Pingback:
Edyta
Witaj, zabieram się drogi raz za szycie tego modelu. Pierwszy okazał się słomianym zapałem… Dlatego podziwiam i bije pokłon przed twojapiekna sukienką- obie wersje podobają mi się równie mocno 🙂
Mam kilka pytań technicznych- czy skracałaś rękawy i czy szyłaś halę?
Dziękuję i pozdrawiam
Kasia
Edyta, dziękuję za przemiły komentarz. Cieszę się, że sukienka Ci się podoba.
Rękawy uszyłam wtedy wg formy w Burdzie. Czas jednak pokazał, że sukienkę noszę chętniej bez tych białych dodatków, w związku z czym poddałam ją pewnym modyfikacjom, tzn. skróciłam właśnie rękawy, żeby sięgały tuż za łokieć, i skróciłam całą sukienkę, bo do płaskich butów jej krótsza wersja pasowała mi bardziej. Nie szyłam też halki, bo ten żakard jest dość sztywny i sam trzyma formę sukienki. Ale do cieńszej bawełny albo w ogóle bardziej lejącej tkaniny pewnie się przyda, żeby utrzymać formę sukienki.
Pozdrawiam serdecznie ?.