Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać. Płaszcz ’Allo ’Allo!
Moje doświadczenie krawieckie nauczyło mnie już wielu przydatnych rzeczy. Na przykład tego, że multitasking wcale nie sprawi, że zrobisz więcej i szybciej. Bo, powiedzmy, szyjąc sukienkę i jednocześnie gotując zupę, narażasz się na to, że pomylisz kawałek sukienki, na którym właśnie rozprasowywałaś szwy w kuchni, bo tam stoi deska do prasowania, ze ściereczką kuchenną, którą chwyciłabyś w innych okolicznościach, żeby ratować kipiącą zawartość garnka. Może i w ostatniej chwili się zorientujesz i zarzucisz jeszcze-nie-sukienkę na ramię, ale jeśli nad twoim projektem wisi fatum, na dyndający nad garnkiem koniec jakimś cudem dostanie się kropla jego zawartości. Wtedy to już tylko lament, rwanie włosów z głowy i międzyoperacyjne pranie. I oby chociaż zupa była dobra i warta całej tej afery…
O! Albo tego, że powtarzalne czynności wcale nie muszą być takie złe. I nudne. Nuda to jest ten stan, którego zawsze się obawiałam i wszelkimi możliwymi sposobami starałam się mu zapobiegać. Bo nudę wyobrażam sobie nie tyle jako tylko stan takiej totalnej bezczynności, ale ona jeszcze musi być połączona z emocjami. A właściwie z ich brakiem. A tu się okazuje, że prucie i szycie po raz trzeci tych samych szwów nie dość, że wywołuje nagłe skoki adrenaliny, to pozwala jeszcze wyćwiczyć precyzję i uczy niebywałej wręcz cierpliwości. A życie w wielu sytuacjach wymaga od ciebie opanowania i spokoju. Choćby wtedy gdy ty już ubrana za piętnaście ósma czekasz przy drzwiach na dziecko, które prosiłaś dziewięć razy o sprawne ubranie się, bo przecież spóźnimy się do szkoły, a ono wyłania się ze swojego pokoju w majtkach, jednej skarpetce i z cudownie odnalezioną właśnie zabawką. I wtedy ty, opanowana i spokojna, cierpliwie prosisz je dziesiąty raz, dorzucając co najwyżej do prośby jakąś niewinną groźbę.
Szycie nauczyło mnie też tego, że niezależnie od tego, ile masz doświadczenia i jak długo się nim zajmujesz, w zaułkach krawieckiego świata wciąż czyhają na ciebie pułapki i tylko chwila nieuwagi wystarczy, by w którąś się wpakować. Chcę przez to powiedzieć, że pewność siebie może cię zgubić, a podążanie wydeptanymi ścieżkami przez las zamiast do domku babci potrafi zaprowadzić cię wprost do paszczy wilka. Tak że ten, można powiedzieć, że szycie to nieustanna przygoda, a mój proces twórczy jest ich pełen. Tak było i tym razem.
O tym płaszczu pisałam już sporo, pokazywałam proces jego szycia i dzieliłam się wiedzą dotyczącą pracy przy tego rodzaju projektach. Zimowego płaszcza w tym kolorze i o takim fasonie jeszcze w swojej szafie nie miałam. Uczucie, że koniecznie muszę sobie go uszyć, towarzyszyło mi od dawna. Model miałam wybrany (i wykrój przygotowany już kilka miesięcy wcześniej), tkaninę i dodatki kupione. Potem doszła do tego myśl, by udokumentować te etapy szycia, których nie ma opisanych w gazecie, a przy okazji dorzucić jakieś wskazówki. Zaplanowałam sobie wszystko i realizowałam ten plan krok po kroku. I tylko jednej rzeczy w całym przedsięwzięciu nie wzięłam pod uwagę – że wybrany przeze mnie rozmiar okaże się tak ogromny.
Kiedy przymierzyłam płaszcz po raz pierwszy, skojarzenie z Michelle z ’Allo ’Allo! okazało się tak silne, że nawet nie próbowałam go przegonić. Mój niezawodny mąż tylko je potwierdził. Ja natomiast, stojąc przed lustrem, zastanawiałam się, jak teraz wybrnąć z całej tej sytuacji, bo było zupełnie oczywiste, że coś muszę z tym płaszczem zrobić. Rozważałam nawet prucie go i zmniejszanie o jeden rozmiar, co okazało się pomysłem chybionym, bo jednak pewnych zasad stopniowania przeskoczyć się nie da, a materiał wykorzystałam do ostatniego skrawka. Ostatecznie tam, gdzie się dało, płaszcz zwęziłam, skróciłam i wzbogaciłam w zaszewki. Choć nadal jest duży, jego wielkość już nie przytłacza i nie sprawia wrażenia, że pożyczyłam go od męża. Chociaż w tym przypadku to on mógłby pożyczać nowy uszytek ode mnie. Skąd wiem? Z ciekawości odziałam go w tę pierwszą wersję, żeby sprawdzić, jak bardzo jest za duża. Mojego męża – typ sylwetki Johny Bravo, rozmiar 56. W ramionach był płaszcz nieco za ciasny i rękawy okazały się za krótkie. Ale poza tym leżał jak ulał.
Co mnie więc zgubiło, zapytasz. Ano to, że nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby zmierzyć wykrój na papierze i porównać go z innymi płaszczami, które wiszą w szafie. Tak jak zwykle wybrałam dobre poczciwe 38. Na chwilę zaświtała mi myśl, żeby może wybrać rozmiar mniejszy o jeden, ale później sama siebie odwiodłam od tego pomysłu, bo w końcu chciałam płaszcz ocieplić, a poza tym w dolnych partiach mógłby być jednak za ciasny. Nie przejrzałam też realizacji tego wykroju w internecie, co pozwoliłoby chociaż nabrać może jakichś wątpliwości. Jednym słowem na manowce zwiodła mnie rutyna. Choć nie ukrywam, że po głowie tłucze mi się myśl, że może to jednak coś tym numerem Burdy jest nie tak. Koralowy płaszcz dostarczył mi dokładnie tych samych wrażeń. I tak jak przy tamtym, musiałam się nieźle napocić, żeby doprowadzić go do stanu, który widzisz na zdjęciach.
Metryczka:
- Wykrój: Burda 9/2012 model 103
- Rozmiar: 38
- Materiały: warstwa wierzchnia – wełna 100%; podszewka oraz watolina wełniana do ocieplenia
- Modyfikacje: na częściach łączących z przodu płaszcza pogłębiłam taliowanie, zaczynając ok. 5 cm poniżej szwu nasady rękawa i kończąc tuż nad wlotami kieszeni; z tyłu na szwach łączących zrobiłam to samo, z tym że zwęziłam płaszcz na całej długości; poprawiłam płaszcz na wysokości łopatek, ponieważ w tym miejscu był za szeroki i za długi – rozprułam szew łączący rękawy z plecami i wszyłam głębiej nadmiar materiału z pleców, nie zmieniając jednocześnie linii szycia na rękawach; ponieważ płaszcz miał bardzo głębokie podkroje pach, kończące się niemalże na linii talii, i nie miał przy tym szwów bocznych, poradziłam sobie z tym w ten sposób, że na częściach bocznych pod pachami zrobiłam zaszewki od linii talii do samej góry i na podobnej długości zwęziłam rękawy, tak by długości podkrojów się zgadzały; linie zaszewek przy związanym w talii płaszczu są praktycznie niewidoczne; skróciłam pagony, bo miałam wrażenie, że sięgają mi do połowy ramienia
***
Ps. Ach, no i zapomniałabym, bo ciężar gatunkowy płaszcza jest dość spory i ma skłonność do przytłaczania mniej istotnych spraw. Na sobie mam bluzkę uszytą w ramach pocieszenia się po tym znoju, którego doświadczyłam z płaszczem. Jest przyjemnie nieskomplikowana, w wesołe kropy, z ozdobą w postaci wiązanych mankietów. Dokładnie taka jak lubię. Do uszycia w jedno popołudnie. Polecam jako terapię antystresową.
Metryczka:
- Wykrój: Burda 2/2020 model 115
- Rozmiar: 38
- Materiały: wiskoza (1,5 x 1,4 m) od Wioli ze sklepfastrygi.pl
- Modyfikacje: zamiast gumy wciągniętej w mankiety zrobiłam sobie pęknięcie z wiązaniem; obniżyłam zaszewkę piersiową
9 komentarzy
Monika
Trafiłaś Kasiu w samo sedno!zupa+szycie+setka innych dziwnych sytuacji,to może się skończyć katastrofą ? też to niejednokrotnie przerabiałam i teraz staram się nie rumakować?co do płaszcza to jak dla mnie super ? ?? w dobie rozmiaru oversize nawet by mi nie przyszło do głowy, że jest za duży.Co do dziwnych niespodzianek z rozmiarami w Burdzie mnie też takowe spotykały kiedy jeszcze lata świetlne temu zdarzało mi się szyć ubrania nie dla lalek…Pewnego razu nawet wpadłam prawie w depresję, że kilka lat nauki w odzieżówce poszło na marne,że coś ze mną nie ten ten?i że wstyd i hańba i w ogóle ?Wielki szacun, że nigdy się nie poddajesz?a bluzeczka też miodzio ?pozdrowionka?
Kasia
Trzeba jednak pewne sprawy od siebie oddzielać ?. Teraz na szczęście płaszcz jest za duży tylko minimalnie, więc mogę spokojnie udawać, że właśnie taki miał być. Cieszę się, że sprawia takie dobre wrażenie, bo zdążyłam go już bardzo polubić. Jejku, ja myślałam, że te starsze wykroje to są jednak ciut lepiej opracowane, a Ty mi tu teraz takie rzeczy piszesz?. Ech, trzeba być zawsze czujną. Uparta jestem jak diabli, co zrobisz… ? Jak coś zacznę, to muszę skończyć.
Buziaki!
AgnieszkaM
Podziwiam. U mnie już takiej cierpliwości brak. I czasu. Właśnie myślę, że gdzieś ten materiał w kropki widziałam:) Od jakiegoś czasu zawsze mierzę wykroje. Ładnie Ci wszystko wyszło.
pozdrawiam
Kasia
Ale ja tę cierpliwość to mam chyba tylko do szycia. Wiesz, moje dziecko jest w tym wieku, że wystawia mnie na wiele prób i ćwiczy nieustannie. I jak sobie w to szycie ucieknę, to co by mnie tam nie spotkało, to przyjmuję to ze spokojem ?. Też coraz częściej mieszę wykroje, ale jednak mierzenie na płasko nie do końca czasem oddaje to, jak będzie wyglądał gotowy ciuch. Choćby taki z zakładkami (to mój najnowszy przykład w związku z szyciem spodni – oczywiście historią zamierzam się podzielić). Dziękuję pięknie za odwiedziny i komentarz. Pozdrawiam serdecznie ?.
Magda
Marzy mi się trencz z wełny i mam ten numer Burdy, ale chyba jednak poszukam czegoś innego. Za dużo przeróbek, nie czuję się na siłach poprawiać tego wszystkiego. A Twój jest super!
Kasia
Polecam inny ?. Ja sama będę jeszcze szukać i testować. Cieszę się bardzo, że płaszcz się podoba.
Szyję...bo kocham i potrafię
Wiesz co Kasiu, ostatnio mam coraz większe wrażenie, że wykroje zrobione są niedbale… no nie wiem a może raczej oversize tak się rozgościł, ze szyje się prawie spadochrony! Ja ostatnio z wieloma rzeczami tak miałam, właśnie z płaszczami, futrem, sukienką. Przy przymiarce jakież było moje rozczarowanie jak okazało się, ze to co właśnie szyję jest za duże o co najmniej 2 rozmiary. I nie to żebym nie mierzyła i nie sprawdzała, ale tak jak Ty zapobiegawczo zostawiam odrobinę, na poprawki, a później wychodzi, że nie potrzebnie. Po kilku pruciach, mam dość, ale w końcu spuszczam powietrze i na spokojnie podchodzę do tematu! Płaszcz jest super, ma piękny kolor a rozmiar też już nie zgorszy ??
Pozdrawiam ciepło ?
Kasia
No powiem Ci, że nie wiem, co jest z tymi wykrojami. Bo szyłam przecież płaszcze klasyczne i szyłam oversize’y i trudno mi wśród nich znaleźć jakąś regułę. Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby zaczęli podawać w tych wykrojach luzy, wtedy takich sytuacji, kiedy wybierasz zupełnie nietrafiony rozmiar, byłoby mniej. Ale i tego nie jestem pewna. Bo na przykład uszyłam te krótkie spodenki z rozmiaru 38. Wyszły za ciasne. To następne spodnie uszyłam z rozmiaru 40 (i wykrój na płasko mierzyłam). Prawie w nich utonęłam i musiałam zwężać od pasa przez biodra o 8 cm, a niżej do kolan proporcjonalnie mniej. Czyli zjechałam pewnie do rozmiaru 36. I weź tu się w tym rozeznaj. Płaszcz będę nosić (a właściwie już dość mocno go eksploatuję) dopóki nie uszyję sobie kolejnego – lepszego ?.
Serdecznie pozdrawiam!
Szyję...bo kocham i potrafię
No widzę, że ten problem też pojawia się u Ciebie. Z reguły szyję rozmiar 38 i w zasadzie nawet nie patrzę ani na te mniejsze ani na te większe i mało kiedy ten rozmiar 38 jest taki, ze nie ma się do czego przyczepić! Jak to dobrze, ze nie straszne są nam te godziny dopasowań, chociaż przyznam, ze czasami wszywanie rękawa da mi tak w kość, że mam dość i co by nie mówić nie jestem laikiem przecież, rękawów wszyłam już setki, ale czasami rzuciła bym w kąt bo nijak mi się to układa, ręce opadają i nie wiadomo dlaczego ?